Daję znak, że żyję, mam się dobrze, wszyscy mamy się w sumie dobrze, tylko ilość czasu tragicznie mi się skurczyła.
Mam nadzieję, że od połowy stycznia życie zmniejszy mi trochę tempo - bo wtedy kończę szkołę.
Z racji ostatniego semestru i popisowego zawalenia próbnego egzaminu praktycznego (i ładnego zaliczenia teorii :P) trzeba trochę przysiąść...
Lenka dostała 10 godzin tygodniowo zajęć rewalidacyjno-wychowawczych, więc prawie codziennie ganiamy do przedszkola na ćwiczenia (moja córka przedszkolaczkiem! chociaż tylko takim teoretycznym :>), plus z raz w tygodniu ćwiczenia z wujkiem R.
Antoś robi - ku naszej nieukrywanej dumie - duże postępy jako zerówkowicz.
Z Wojtkiem jest różnie... ale rośnie z niego mały mól książkowy :).
I do tego wszystkiego robię jeszcze prawo jazdy.
Wybaczcie, że się nie odzywam, ale po prostu nie wiem, w co wsadzić ręce.
PS. A, no i jeszcze znów powiększyła nam się rodzina. Ninja-kot została pod koniec lipca mamusią 4 ślicznych kociąt. 2 znalazły już nowy dom, a pozostałe chyba z nami zostaną...
I dziękujemy wszystkim, który podzielili się z nami 1% podatku - pieniądze już spływają :)
Czeremchowo
piątek, 31 października 2014
niedziela, 2 marca 2014
wiosny powiew i zimy wspomnienie
Blog mi kurzem zarasta.
Moje postanowienie, żeby chociaż jeden post w miesiącu popełnić już się kruszy w posadach.
Ciężko mi ogarnąć czas - szczególnie, że obowiązki zaczynają się nawarstwiać... jak to zwykle bywa :D
Jak już mi się udało wyprowadzić większość na zero - dup. I baw się człowieku od początku.
Ot, na przykład właśnie kończy mi się ogólnorodzinny stan chorobowy. Dopadło nas wszystkich...
Ale przejdźmy do milszych rzeczy :)
Pewnie już wszyscy poczuli wiosnę... i ja nie jestem wyjątkiem.
Dopadła mnie gorączka sprzątania. W ramach tejże gorączki zmusiłam w końcu małża do zaszalenia z wiertarką - tym bardziej, że obiecał to zrobić jeszcze w grudniu :>
Miałam ci ja gałęzia. Gałąź znalazłam na podwórku po szaleństwach "Ksawerego" w naszym pięknym kraju, czym prędzej zawlokłam do domu... i sobie czekała na balkonie. I czekała... aż się w końcu doczekała.
No i teraz mamy takie coś
I tu mam do Was pytanie - i co dalej? coś bym na tym powiesiła, bo jednak trochę łyso... myślałam o motylkach origami (takich jak tutaj). Czy może macie jakieś lepsze pomysły?
Cały czas ciągnę "Drzewo życia" - idzie mi bardzo powoli, ale w sumie haftuję głównie w szkole na przerwach... w domu nie wiem, w co ręce włożyć ><"
Tak to wygląda na chwilę obecną.
Powoli też ciągnę zaległe prezenty, ale z oczywistych powodów ich nie pokażę :>
Plus parę starszych dziełek
A z frontu dzieckowego...
W sumie nie dzieje się nic nowego. Z Leną jest coraz lepiej. Niby zmiany są baaardzo niewielkie, ledwo zauważalne... ale jak teraz była chora -było widać że różnica jest jednak wielka. Bo przez dni choroby było jak kiedyś - Kluseczka była po prostu - kluską. Prawie bez kontaktu, bezwładną. Na szczęście to już za nami :)
Antoś - nasz słodki tyran - robi się coraz bardziej chłopaczkowaty, ale dalej nie wygląda na swój wiek :D wszyscy dają mu 3 latka... na dodatek wszedł w kolejną fazę jedzeniową - teraz królują bułki (z masełkiem albo suche) i "kakałko". Zaczął też zajęcia integracji sensorycznej, które niezwykle mu się podobają. Za każdym razem jak wychodzimy z przedszkola pyta czy dzisiaj też idziemy do pani A. :D
Wojtuś - tu jest różnie - okresy po prostu wspaniałe przeplatają się z dniami, kiedy trzeba z nim walczyć po prostu o wszystko. Czekamy też na badania w Lublinie - Wojtek będzie diagnozowany pod kątem zespołu Aspergera.
Za to mogę oznajmić z dumą, że mój pierworodny zapałał w końcu miłością do książek ^^ I nie raz ostatnio zdarzało mi się go nakryć z książką pod kołdrą w okolicach północy :).
A i młodszemu bratu się to udziela...
Moje postanowienie, żeby chociaż jeden post w miesiącu popełnić już się kruszy w posadach.
Ciężko mi ogarnąć czas - szczególnie, że obowiązki zaczynają się nawarstwiać... jak to zwykle bywa :D
Jak już mi się udało wyprowadzić większość na zero - dup. I baw się człowieku od początku.
Ot, na przykład właśnie kończy mi się ogólnorodzinny stan chorobowy. Dopadło nas wszystkich...
Ale przejdźmy do milszych rzeczy :)
Pewnie już wszyscy poczuli wiosnę... i ja nie jestem wyjątkiem.
Dopadła mnie gorączka sprzątania. W ramach tejże gorączki zmusiłam w końcu małża do zaszalenia z wiertarką - tym bardziej, że obiecał to zrobić jeszcze w grudniu :>
Miałam ci ja gałęzia. Gałąź znalazłam na podwórku po szaleństwach "Ksawerego" w naszym pięknym kraju, czym prędzej zawlokłam do domu... i sobie czekała na balkonie. I czekała... aż się w końcu doczekała.
kota była z tego powodu bardzo szczęśliwa ^^
No i teraz mamy takie coś
Cały czas ciągnę "Drzewo życia" - idzie mi bardzo powoli, ale w sumie haftuję głównie w szkole na przerwach... w domu nie wiem, w co ręce włożyć ><"
Tak to wygląda na chwilę obecną.
Powoli też ciągnę zaległe prezenty, ale z oczywistych powodów ich nie pokażę :>
Plus parę starszych dziełek
świąteczne wianuszki
prezent dla mamusi :)
i prezent dla przyjaciółki (wzór motyla gdzieś z internetów)
A z frontu dzieckowego...
W sumie nie dzieje się nic nowego. Z Leną jest coraz lepiej. Niby zmiany są baaardzo niewielkie, ledwo zauważalne... ale jak teraz była chora -było widać że różnica jest jednak wielka. Bo przez dni choroby było jak kiedyś - Kluseczka była po prostu - kluską. Prawie bez kontaktu, bezwładną. Na szczęście to już za nami :)
Antoś - nasz słodki tyran - robi się coraz bardziej chłopaczkowaty, ale dalej nie wygląda na swój wiek :D wszyscy dają mu 3 latka... na dodatek wszedł w kolejną fazę jedzeniową - teraz królują bułki (z masełkiem albo suche) i "kakałko". Zaczął też zajęcia integracji sensorycznej, które niezwykle mu się podobają. Za każdym razem jak wychodzimy z przedszkola pyta czy dzisiaj też idziemy do pani A. :D
Wojtuś - tu jest różnie - okresy po prostu wspaniałe przeplatają się z dniami, kiedy trzeba z nim walczyć po prostu o wszystko. Czekamy też na badania w Lublinie - Wojtek będzie diagnozowany pod kątem zespołu Aspergera.
Za to mogę oznajmić z dumą, że mój pierworodny zapałał w końcu miłością do książek ^^ I nie raz ostatnio zdarzało mi się go nakryć z książką pod kołdrą w okolicach północy :).
A i młodszemu bratu się to udziela...
I nie tylko bratu...
Lenka jednak, jak to młode dziewczę, woli od bajek katalogi z kosmetykami :D
I tym optymistycznym akcentem kończę i wędruję prasować, zanim góra ciuchów zajmie mi cały pokój ><".
wtorek, 21 stycznia 2014
1% podatku dla Lenki
Zwracamy się z prośbą o pomoc w rehabilitacji i leczeniu naszej córki Leny.
Lena ma 2,5 roku, na co dzień jest uroczą pogodną dziewczynką.
Jednak nasze szczęście zakłóca choroba - Lenka cierpi na mózgowe porażenie dziecięce czterokończynowe, padaczkę i małogłowie. Jej rozwój psychoruchowy jest opóźniony. Nasza córeczka nie potrafi jeszcze samodzielnie chodzić, raczkować, a nawet siedzieć; wymaga ciągłej opieki.
Ogromną szansą dla jej rozwoju jest stała, kompleksowa rehabilitacja. Dzięki dotychczasowej systematycznej ciężkiej pracy u Leny widać poprawę i malutkimi kroczkami osiągamy postępy.
My jako rodzice pragniemy zapewnić naszej córce jak najlepszy rozwój, jednak koszty rehabilitacji, leczenia, sprzętu czy turnusów rehabilitacyjnych w znacznym stopniu przekraczają nasze możliwości finansowe.
Dlatego zwracamy się z prośbą o przekazanie 1% podatku na leczenie i rehabilitację Lenki.
Córka jest podopieczną Fundacji "Zdążyć z Pomocą"
KRS 0000037904
w rubryce informacje uzupełniające - cel 1% wpisujemy:
22057 Bieniek Lena
(tylko z tym dopiskiem pieniążki trafią na subkonto Leny)
Lence można również pomóc przekazując dowolną kwotę na konto
Fundacji "Zdążyć z Pomocą"
ul.Łomiańska 5
01-685 Warszawa
61 1060 0076 0000 3310 0018 2660
z dopiskiem:
22057 - Bieniek Lena - darowizna na pomoc i ochronę zdrowia
Ofiarowane pieniądze zostaną przeznaczone w całości na rehabilitację i leczenie Leny.
Serdecznie dziękujemy.
rodzice Leny - Eliza i Michał Bieniek
oraz bracia Leny - Wojtek i Antoś
kontakt z rodzicami Lenki
e-mail: emlbieniek@gmail.com
telefon: 793 082 282
niedziela, 22 grudnia 2013
przesileniowo i kot story
Po pierwsze - wszystkiego dobrego świętującym dzisiaj Przesilenie/Yule/Szczodre Gody. I wszystkiego dobrego wszystkim świętującym Boże Narodzenie za dni parę. Niech ten czas będzie dla Was wyjątkowy.
A teraz...
Będzie o kotach.
(kotowe focie spam incoming - beware!)
Pod koniec lipca zadzwoniła do mnie ciocia, że przypałętał się do niej kotek. Jako że ja jestem generalnie bardzo "kocią" osobą, to wiadomo było, że z chęcią przygarnę, nie wiedziała tylko jak mój małż sie na to zapatruje. Gdyż mój małżonek bardzo przez koty zawsze był lubiany, ale jakoś bez wzajemności :>. Natomiast od kilku dni moja lepsza połowa zaczęła coś przebąkiwać, że może tak byśmy kotka przygarnęli, bo w pracy jeden takie często za nim chodzi... wykrakał :D
Kot pojawił się 2 godziny po telefonie.
Matulu, jakie to było zabiedzone i wychudnięte... ktoś się chyba "pozbył kłopotu"... I strasznie, ale to strasznie się bała kotka dzieci... ale jakoś znosiła towarzystwo chłopców, tym bardziej, że oni jakoś bardzo do niej nie ciągnęli. Za to z wielką ochotą obsiadywała Lenkę :)
A na imię dostała Mimbla.
Stety albo niestety, bo jakichś 3 tygodniach Mimbli się u nas znudziło i dała nogę.
A tydzień później dzwoni ciocia... :D że znalazła się inna bieda, której przydałby się dom.
No i się znalazł.
Jak widać, straszne maleństwo, tak że miała problemy nawet z wskoczeniem na łóżko. Czyli w najlepszym wieku, żeby ją ktoś przygarnął, bo wtedy koty są najbardziej urocze ^^ Jak tu nie pokochać takiej małej pierdołki :D
Ta dla odmiany od razu zakumplowała si z Antkiem. W ogóle wtedy zachowywała się bardziej jak piesek :) I nawet jak miałczała, to brzmiało to bardziej jak szczekanie.
Ale dzisiaj Nini (bo tak po długich debatach kotka dostała na imię - oczywiście ma jeszcze inne, takie jak "Koto, puść Wojtka" albo "Małpo, złaź z firanki" tudzież Kot-ninja) to Jaśnie Panienka na Włościach.
Oczywiście najlepsze miejsce do rezydowania to to, na którym zaraz ktoś usiądzie.
Albo na książkach i innych potrzebnych akurat rzeczach :)
A tu: Felis ex machina
(Przed wyjściem z domu zawsze trzeba sprawdzić, czy wychodzimy w odpowiedniej ilości :>)
I moje dziewczynki na koniec.
A ze spraw nie kocich - robótkowo się działa, ale efekty do pokazania dopiero po świętach :).
Lena ostatnio miała dwutygodniowy cykl codziennych rehabilitacji - jest poprawa :). Niewielka oczywiście, ale jest. Jestem pod szczególnie dużym wrażeniem efektów terapii czaszkowo-krzyżowej - trafiliśmy na fantastycznego terapeutę... No kurczę, między innymi - po naciśnięciu Lence w dziobie trzech punktów dziecku się żuchwa naprostowała! Co prawda nie na stałe, ale za każdym razem utrzymuje się to trochę dłużej.
Jesteśmy w trakcie organizowania pozwolenia na zbiórkę publiczną dla Myszki.
Fundacja Polsat przyznała nam dofinansowanie na rehabilitację.
A Mysz zaczęła się ostatnio trochę przytulać :).
Tym optymistycznym żegnam się teraz - i do zobaczenia po świętach :)
PS.
Już się nie mogę doczekać ^^.
A teraz...
Będzie o kotach.
(kotowe focie spam incoming - beware!)
Pod koniec lipca zadzwoniła do mnie ciocia, że przypałętał się do niej kotek. Jako że ja jestem generalnie bardzo "kocią" osobą, to wiadomo było, że z chęcią przygarnę, nie wiedziała tylko jak mój małż sie na to zapatruje. Gdyż mój małżonek bardzo przez koty zawsze był lubiany, ale jakoś bez wzajemności :>. Natomiast od kilku dni moja lepsza połowa zaczęła coś przebąkiwać, że może tak byśmy kotka przygarnęli, bo w pracy jeden takie często za nim chodzi... wykrakał :D
Kot pojawił się 2 godziny po telefonie.
Matulu, jakie to było zabiedzone i wychudnięte... ktoś się chyba "pozbył kłopotu"... I strasznie, ale to strasznie się bała kotka dzieci... ale jakoś znosiła towarzystwo chłopców, tym bardziej, że oni jakoś bardzo do niej nie ciągnęli. Za to z wielką ochotą obsiadywała Lenkę :)
A na imię dostała Mimbla.
A tydzień później dzwoni ciocia... :D że znalazła się inna bieda, której przydałby się dom.
No i się znalazł.
Jak widać, straszne maleństwo, tak że miała problemy nawet z wskoczeniem na łóżko. Czyli w najlepszym wieku, żeby ją ktoś przygarnął, bo wtedy koty są najbardziej urocze ^^ Jak tu nie pokochać takiej małej pierdołki :D
Ta dla odmiany od razu zakumplowała si z Antkiem. W ogóle wtedy zachowywała się bardziej jak piesek :) I nawet jak miałczała, to brzmiało to bardziej jak szczekanie.
Ale dzisiaj Nini (bo tak po długich debatach kotka dostała na imię - oczywiście ma jeszcze inne, takie jak "Koto, puść Wojtka" albo "Małpo, złaź z firanki" tudzież Kot-ninja) to Jaśnie Panienka na Włościach.
I prawdziwy kot wiedźmy :)
Oczywiście najlepsze miejsce do rezydowania to to, na którym zaraz ktoś usiądzie.
Albo na książkach i innych potrzebnych akurat rzeczach :)
A tu: Felis ex machina
(Przed wyjściem z domu zawsze trzeba sprawdzić, czy wychodzimy w odpowiedniej ilości :>)
I moje dziewczynki na koniec.
A ze spraw nie kocich - robótkowo się działa, ale efekty do pokazania dopiero po świętach :).
Lena ostatnio miała dwutygodniowy cykl codziennych rehabilitacji - jest poprawa :). Niewielka oczywiście, ale jest. Jestem pod szczególnie dużym wrażeniem efektów terapii czaszkowo-krzyżowej - trafiliśmy na fantastycznego terapeutę... No kurczę, między innymi - po naciśnięciu Lence w dziobie trzech punktów dziecku się żuchwa naprostowała! Co prawda nie na stałe, ale za każdym razem utrzymuje się to trochę dłużej.
Jesteśmy w trakcie organizowania pozwolenia na zbiórkę publiczną dla Myszki.
Fundacja Polsat przyznała nam dofinansowanie na rehabilitację.
A Mysz zaczęła się ostatnio trochę przytulać :).
Tym optymistycznym żegnam się teraz - i do zobaczenia po świętach :)
PS.
Już się nie mogę doczekać ^^.
poniedziałek, 11 listopada 2013
listopadowo
Dalej niezbyt ogarniam rzeczywistość, ale nie jest już tak źle.
Z higienistki zrezygnowałam - o ile na pracowni radziłam sobie dobrze, to wykłady (na które nie mogłam chodzić, bo w większości pokrywały mi się z głównym kierunkiem) - koszmar. Stwierdziłam więc, że nie ma co się męczyć i bez większego smutku pożegnałam się (być może tylko tymczasowo) z przyszłymi paniami higienistkami.
Lenka zaczęła znów rehabilitację, doczekaliśmy się też konta w fundacji - "Zdążyć z pomocą".
Nie wspomniałam, że w wakacje Mysza doczekała się nowego wózka oraz fotelika i pionizatora (pieszczotliwie nazywamy je machinami oblężniczymi :P). Panienka z wielką ochotą w nich rezyduje.
Jakby mi było mało - zapisałam się na SAL "Drzewo Życia" u Cheni.
Moje - pożal się borze zielony i szumiący - postępy.
Idzie mi co najmniej miernie, ale mam nadzieję przycisnąć i skończyć na święta :D
Na dziś to koniec, ale mam nadzieję, że niedługo się odezwę :)
Z higienistki zrezygnowałam - o ile na pracowni radziłam sobie dobrze, to wykłady (na które nie mogłam chodzić, bo w większości pokrywały mi się z głównym kierunkiem) - koszmar. Stwierdziłam więc, że nie ma co się męczyć i bez większego smutku pożegnałam się (być może tylko tymczasowo) z przyszłymi paniami higienistkami.
Lenka zaczęła znów rehabilitację, doczekaliśmy się też konta w fundacji - "Zdążyć z pomocą".
Nie wspomniałam, że w wakacje Mysza doczekała się nowego wózka oraz fotelika i pionizatora (pieszczotliwie nazywamy je machinami oblężniczymi :P). Panienka z wielką ochotą w nich rezyduje.
Nie wygląda tu może na zbyt szczęśliwą, ale to był jej pierwszy raz :)
A żeby nie było, że przez ten cały czas się obijałam - kilka zdjęć tego, co udało mi się zdziałać od maja :P Jest tego co prawda przygnębiająco mało, ale - jednak coś jest.
Króliczki dla pani psycholog ze szkoły mojej mamy (w podziękowaniu za ubranka dla dziecków)
Czarownica z podstawowym wyposażeniem (kapelusz, miotła i kot)
dla Izary w ramach wymianki
Tutaj powinno być jeszcze zdjęcie szydełkowego baktusa, ale powędrował do właścicielki zanim zdążyłam go obfocić.
Przybyło mi też kilka krzyżyków w moich UFOkach, ale przybyło tego na tyle mało, że nie warto pokazywać.
Moje - pożal się borze zielony i szumiący - postępy.
Idzie mi co najmniej miernie, ale mam nadzieję przycisnąć i skończyć na święta :D
Na dziś to koniec, ale mam nadzieję, że niedługo się odezwę :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)