Znowu życie próbuje mi do#$##!@#... bo inaczej to się tego nie da nazwać. Ponad tydzień zmagań z jakimś wirusem, Wojtek szaleje, Antek krzyczy, pieniędzy brakuje, wszystko co może się zepsuć - oczywiście się psuje.... jeszcze mnie jakieś dziwne schizy nachodzą.
Zrobić też nic nie mogę, bo albo biorę na siebie coś, z czym potem nie mogę sobie poradzić, albo mi giną potrzebne rzeczy...
Teraz miałam dziecku rękawiczki zrobić to mi czort ogonem nakrył szydełka ><".
No cóż czasem wszystko idzie pod wiatra ;( ale przynajmniej możesz wyrzucic to na blogu a nie dusić w sobie;) Po deszczu przychodzi słońce haha trzeba w cos wierzyć nie?Więc wierzmy że po zawirowaniach przyjdzie lepszy czas;)
OdpowiedzUsuńBuziaki trzymaj sie ciepło;)
hehe, poza tym wywalanie smutów na blogu ma jeszcze jedną zaletę - jak napiszę, że np. coś się zgubiło - to zaraz po wrzuceniu wpisu się znajduje :D szydełka na ten przykład ujawniły się po pół godziny po wrzuceniu wpisu :)
OdpowiedzUsuńDołączam się do Ani, kiedyś w końcu musi wyjść słońce. Zresztą od tej ostatniej pełni to wszystko tak jakoś się pokićkało i nie chce iść swoim torem. Cieszę się że szydełka się znalazły :) Pozdrawiam gorąco
OdpowiedzUsuńPięknie dziękuję za udział w moim Świątecznym candy!Życzę powodzenia w losowaniu:)
OdpowiedzUsuńCiepło pozdrawiam!
W końcu wszystko się odwróci i znów będzie wszystko dobrze :) A zanim to się stanie przesyłam uściski i życzę wytrwałości i rychłej odmiany!
OdpowiedzUsuń