nie opierniczam się, bynajmniej :P
tzn. opierniczałam się wczoraj z rezultatem 272 pierniczki, które teraz trzeba przyozdobić (byłoby 300, ale z bólem serca musiałam resztę ciasta wywalić, bo się to do bardzo późna przeciągnęło i pod koniec ledwo powstrzymywałam się od zaśnięcia w cieście albo piekarniku :P) . I dziękuję Dziabce oraz Monice za udostępnienie przepisu :) O dziwo, póki co, pierniczki są dość miękkie :)
Poza tym, cały czas coś robię - pomarańcze i cytryny się suszą (wskazówka na przyszłość - nie suszyć cytryn w piekarniku, zapach jest mało przyjemny ><"), dziubię gwiazdki frywolitkowe na choinkę, powoli biorę się za prezenty... :) i sprzątam.
Muszę się jeszcze dziś wybrać do jakiegoś ciuchaja, zakupić ręczników, których mi nie będzie żal przerobić na cosia pod drzwi balkonowe - bo z nich ciągnie i cieknie. I potem jeszcze osłonki pod okna i coś pod biurko, bo mi nogi marzną :P.
Mmmm... mnóstwo pierniczków! Ja swoich nie policzyłam... Ważne, że wyszły!
OdpowiedzUsuńJak suszysz cytryny (te nie piekarnikowe)? Na powietrzu?
na kaloryferze :)
OdpowiedzUsuńNo to już prawie świeta;)Ja już od miesiąca mam apetyt na piernika nawet mam przyprawe piernikową w domu ale jakoś sie nie składa żeby sie zabrać za pieczenie...a zjeść by sie zjadło ;)Buziaki;*
OdpowiedzUsuńJa pierniczki mam upieczone dawno, ale chyba nie mam aż tyle :p może z kilkadziesiąt? Nie wiem czy nie będę musiała dopiec, żeby się na choinkę zmieściły ^^
OdpowiedzUsuńDziekuje za wziecie udzialu w mojej rozdawajce :) Sliczny blog, a ten misiu z poprzedniego postu wrecz niesamowity!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam