Pomoc dla Lenki

poniedziałek, 31 października 2011

Samhain

Wszystkiego dobrego wszystkim, którzy dziś świętują


*Powyższe obrazki znalezione w czeluściach internetu, nie pomnę gdzie dokładnie

i spokojnej zadumy tym, którzy święto będą obchodzić jutro.


A u mnie - koniec żniw. Co się miało skończyć, właśnie się skończyło - teraz trzeba ponieść konsekwencje własnej głupoty. Za dobrze było... a teraz jest ten czas... jak coś ma się spieprzyć - robi to właśnie w tym czasie... równo dwa lata temu usłyszałam słowa, które między innymi doprowadziły do powstania tego bloga... (hmmm... dwa lata... może by jakieś candy z tej okazji?)...
Poczyniłam również zbiory na zimę
do spiżarni - jabłka prażone (będę robić jeszcze, ale chwilowo mam ich dosyć :P) oraz syrop z owoców dzikiej róży z dodatkiem malin
(wiem, ze mikro to wygląda, ale na więcej nie mam póki co weny)

a także zapasy włóczkowe
ciuchlandy rls :P (będzie więcej, bo jeszcze dwa swetry czekają na sprucie)


Staram się również nie zaczynać nowych rzeczy (co już tak naprawdę zawaliłam, bo mam plan... ale to tylko jedna rzecz :))... powoli nadrabiam zaległości... dalej nie bardzo mam co pokazać, mam nadzieję, że za parę dni się to zmieni.
O, półeczkę z kuchni mogę pokazać :P


Niedługo czeka też nas małe przemeblowanie u chłopaków - mamy wielki a ambitny plan przestawienia Antka na spanie "po dorosłemu" - w tym wypadku na materacu pod łóżkiem Wojtka :P. Teraz już czasem zdarza mu się tam zasypiać, więc może nie będzie to aż taki problem... w ogóle terror młodzieńca czeka - nie dość ze łóżko zmieniają, to jeszcze chcą na nocnik sadzać!

A na koniec, panna Kluska posyła spojrzenie zadumane a lekko zmęczone.

czwartek, 27 października 2011

środa, 19 października 2011

się chyba układa się :)

Jako tak się ostatnio dobrze układa... w różnych aspektach :)

Jakiś czas temu napisała do mnie Margott, żebym podała jej swój adres - chciała mi zrobić "malutką radość".
I trochę ponad 2 tygodnie temu (tak, wiem, jaki mam zapłon :P) dostałam paczuszkę a w niej...

 cudowne nici...

oraz zawieszki :)
Margott, jeszcze raz dziękuję, wspaniała kobieto ^^
Nie była to malutka radość - tylko taka ogromniasta :D Chodziłam do końca dnia szczęśliwa i chichrająca sie jak pijana norka :).
Teraz rozmyślam, jak tu by spożytkować te cuda, choć po prawdzie to najchętniej bym je tylko oglądała i głaskała :).

Kolejna rzecz, która się pookładała - Wojtuś. W zeszłym roku mieliśmy z nim duże problemy - przede wszystkim w przedszkolu. Bił dzieci, panie, nie chciał uczestniczyć w zajęciach. Podobne problemy, tylko na mniejszą skalę były w zeszłym roku i w jeszcze poprzednim (wtedy był w innym przedszkolu). Co raz byliśmy wysyłani do psychologów, jednak żadna z pań niczego konkretnego nam nie powiedziała. W poprzednią zimę też rozmawiałam z kolejną psycholog, ale ta w ogóle trochę zawaliła sprawę i po tej rozmowie nie dało się z nią skontaktować. W końcu przyszła psycholog z poradni, pod którą podpada przedszkole... Poszła moja lepsza połowa, bo ja już nie dawałam rady wysłuchiwać tych niekoniecznie inteligentnych rzeczy, których się spodziewałam po rozmowach z poprzednimi psycholożkami. Co prawda dalej byłam niespokojna, bo Luby psychologów bardzo nie lubi :P. Ale - w końcu znalazła się konkretna kobieta. Stwierdziła, że ona w Wojtku nie widzi nic takiego, co by podpadało koniecznie pod opiekę psychologa, że jego ataki agresji (takie najczęściej z totalnie błahego powodu albo i zupełnie "od czapy") wynikają z tego, że to bardzo wrażliwe dziecko i po prostu w ten sposób rozładowuje emocje. No to akurat wiedzieliśmy i wcześniej, ale wszelkie próby przekierowania sposobu rozładowania na mniej destruktywny spełzały na niczym... No ale pani stwierdziła, że jeśli będą jakieś poważniejsze problemy, to żeby do niej dzwonić, ale powiedziała, że Wojtek najprawdopodobniej z tego po prostu wyrośnie.
No i miała rację :) W tym momencie jedyna rzecz, na jaką skarżą się panie to to, że mu się regulator głośności zepsuł i mówi naprawdę głośno :P.

Kolejna rzecz - Antoni mówi coraz więcej (ale nadal głównie pojedyncze i najwyżej dwusylabowe słowa, a i to po swojemu) i przestał z krzykiem uciekać na widok nocnika. Pojawiły się jakieś szanse, ze może jednak pójdzie w zimie do przedszkola :) Wymagania są takie, że musi siusiać na nocnik i potrafić się skomunikować z innymi - to drugie robi, chociaż po swojemu.

A na koniec - Lenka :). Po wizycie u neurologa - lekarz stwierdził, że mała jest opóźniona w rozwoju - ma prawie 4 (teraz już całe 4 :P) miesiące, a zachowuje się jak dziecko nieco ponad miesięczne. Przyczyny dalej są nieznane. Musimy jeszcze polatać za zaginionymi z różnych powodów badaniami... niemniej doktor wykluczył już w zasadzie małogłowie i wodogłowie. I bardzo cierpliwie nam tłumaczył (jak nieco tępym studentom - widać, ze wykładowca) co się dzieje, dlaczego i troszkę jak zajmować się małą. Kazał nam si wybrać do poradni rehabilitacyjnej, w listopadzie na USG (póki ciemiączko jest jeszcze wystarczająco duże, żeby się to dało zrobić), jak najszybciej do poradni genetycznej i do siebie w styczniu.
A na następny dzień moja mama już zdążyła zorganizować (uruchamiając kontakty rodzinne :P) wizytę w poradni rehabilitacyjnej ^^ Bardzo miła pani doktor obejrzała małą i stwierdziła, że nie jest aż tak źle - niektóre odruchy są w miarę w porządku. Bardzo też ucieszyło ją to, ze mała dużo czasu spędza w leżaczku - co w jej wypadku jest bardzo zdrowe - i nawet nauczyła się sama bujać :) Macha nóżką i się buja :). Powiedziała nam również jak się mała zajmować, jak ją nosić, układać itd.
Śmiejcie się - ale nam wcześniej nikt tego nie mówił. Wszyscy chyba wychodzili z założenia, że jak mamy jeszcze dwójkę dzieci, to sobie poradzimy. Tylko że Lena nie jest taka jak chłopaki. Traktowanie jej tak jak chłopców właśnie naprawiamy :(.
Pani doktor dała też kilka ćwiczeń, których oczywiście Panna Kluska nie znosi :P. No dobra, nie znosi jednego, ale tego ważniejszego, które ma jej wyćwiczyć mięśnie, bo na razie pracuje samym kręgosłupem. Ale jesteśmy twardzi i się nie dajemy :D. Malutka będzie również miała rehabilitację w szpitalu, ale to wszystko dokładniej będzie wiadomo we czwartek. No i skierowania na dalsze badania.- przede wszystkim genetyczne. Pani doktor miała też podejrzenia co do padaczki, ale wcześniejsze EEG w sumie ją wykluczyło... ale nie ma 100% pewności co do tego.
A badania genetyczne we wtorek - udało się znaleźć poradnię, w której można badania zrobić prywatnie. "Normalnie" znaczy się z ubezpieczenia, to zarejestrowaliśmy młodą w lipcu, a wizyta gdzieś w połowie grudnia. Załamka.
Ale. Z Panną Kluska nie jest aż tak źle, jak się bałam, ze może być. Rośnie zdrowo - to już ponad 6 kilo i 63 cm kluski :). Główka też rośnie. A wczoraj pierwszy raz przekręciła się z plecków na brzuszek (no dobra, przyznaję, miała leciutko z górki, bo leżała na końcówce poduszki - ale tylko troszeńkę :P). I dalej jest najpiękniejszą z dziewczynek :)


Na froncie robótkowym przez to bieganie po lekarzach - bida z nędzą. Jestem na półmetku woreczka - zostało mu wszycie podszewki i wykończenie. Reszta jak rozgrzebana była tak i jest ><". Ale już niedługo :P.

Żeby było miło, to sie jeszcze w niedzielę rozchorowałam... jakiegoś wirusa dostałam chyba w prezencie od brata - całą noc mnie łamało, teraz siedzi na gardle. Co ma również swoje dobre strony, bo mnie dzieciaki bardzo nie zaczepiają, luby mnie wyręcza w czym tylko się da, a ja nadrabiam lektury jak mnie tylko głowa nie boli.
Skończyłam "Jeźdźca miedzianego" Simons - ok, chociaż następne części przeczytałam już w streszczeniach - jednak szkoda mi na nie czasu. Początek książki jest nudnawy, dopiero jak zaczyna się opis blokady Leningradu książka robi się strawna, a chwilami nawet poruszająca. Niemniej, to tylko połowa książki, a reszta... no cóż, z drugiej połowy książki to mam wrażenia takie, ze główna bohaterka ma narządy rozrodcze z gumy balistycznej :P. I jak tak sobie czytałam opinie w necie, to nie tylko mi się ta książka kojarzy z sagą "Zmierzch" (której samej to sagi wprawdzie nie czytałam - poległam na 10 stronie pierwszego tomu - co już samo w sobie jest jakąś wskazówką, bo zazwyczaj z uporem godnym lepszej sprawy brnę do końca lektury - ale za to czytałam bardzo malownicze recenzje :P)...
Teraz kończę ostatni tom Baniewicza o Debrenie.

I zmykam właśnie go dokończyć (albo paść wcześniej i zasnąć :P)

Ogłoszenia